Skandal w podwarszawskim żłobku. Placówka działała nielegalnie i ukrywała ucieczkę 1,5-rocznego dziecka

2023-03-03 15:56

Gdy właścicielka żłobka zadzwoniła do rodziców prosząc o pilne odebranie dzieci, nikt nie spodziewał się, że to koniec funkcjonowania placówki. Okazało się, że podwarszawskie "Filemonki" działały nielegalnie i że to dopiero początek afery, która zaczęła się od ucieczki 1,5 rocznej dziewczynki z placówki. Ale o tym inni rodzice mieli się nigdy nie dowiedzieć.

Stacja WKD Kanie

i

Autor: Getti Images/ Archiwum prywatne Nagłe zamknięcie żłobka wzbudziło niepokój rodziców. Byli w szoku, gdy na jaw wypływały kolejne fakty

8 lutego tego roku rodzice, którzy korzystali z usług żłobka "Filemonki" w podwarszawskich Kaniach, otrzymali telefon z prośbą o pilne odebranie dzieci. Z początku dyrekcja tłumaczyła, że placówka ma problemy techniczne, a wieczorem tego samego dnia - że pękła rura i pojawiły się problemy z ogrzewaniem. Rodzice wciąż jednak byli zapewniani, że wkrótce punkt dziennej opieki zostanie otwarty.

Kilku rodziców, których ta sytuacja zaniepokoiła, zaczęło drążyć temat i skontaktowało się z Urzędem Gminy w Brwinowie z pytaniem, czy wiadomo im coś w tej sprawie. Wtedy prawda wyszła na jaw. Powodem zamknięcia żłobka nie były problemy techniczne, tylko kontrola policji wraz z pracownikami urzędu. Rodzice byli zszokowani, gdy usłyszeli, że właścicielka placówki od kilku tygodni nie miała pozwolenia na prowadzenie działalności, a kontrola była spowodowana poważnym zaniedbaniem. Kilka miesięcy wcześniej 1,5 roczna dziewczynka wyszła z placówki niezauważona przez opiekunki. Magda, jej mama, zgodziła się na rozmowę z naszym serwisem.

Zobacz także: Kiedy dziecko "nie nadaje" się do żłobka? Psycholog o ważnych sygnałach

Spis treści

  1. 1,5 roczna dziewczynka uciekła z placówki
  2. Opiekunki nie zauważyły zniknięcia dziecka?
  3. Placówka działała bez zezwoleń
  4. Rodzice byli nieświadomi całej sytuacji
  5. Czy urząd mógł zrobić więcej?
  6. Sprawa trafi do sądu nie tylko z urzędu
M jak mama - Jak powinna wyglądać adaptacja dziecka w żłobku?

1,5 roczna dziewczynka uciekła z placówki

Mama dziewczynki ujawniła, że 10 sierpnia 2022 r. otrzymała telefon z placówki, aby przyjechała jak najszybciej do żłobka "Filemonki". Już przy wejściu zaskoczyły ją zmiany: drzwi były zamknięte i wisiała na nich kartka z informacją, że dzieci nie należy odbierać od strony ogrodu.

Chwilę później od opiekunek usłyszała, że jej 1,5 roczna córeczka uciekła ze żłobka.

Poczułam się, że nogi robią się miękkie, ale najważniejsze było dla mnie, gdzie jest moje dziecko i czy nic jej się nie stało?

— opowiada Magda.

Na szczęście dziewczynce nic się nie stało. Była cała i zdrowa, jednak nikt nie potrafił wyjaśnić matce, jak jej dziecko zdołało się wydostać na zewnątrz. Magda otrzymała informację, że córka oddaliła się tylko kawałek. Właścicielka przeprosiła za zaistniałą sytuację i poinformowała, że została wezwana policja, która stwierdziła, że wszystko jest w porządku. 

Widziałam przejęcie, widziałam poruszenie oraz tę kartkę o zabieraniu dzieci, więc myślałam, że to ich inicjatywa. To mnie uspokoiło. Niestety to wszystko było mylne.

— zdradza mama dziewczynki.

Bramka, przez którą wyszła dziewczynka, została zamknięta na stałe. Szybko wprowadzono też dodatkowe zabezpieczenia, które — jak się później okazało — były jednym z wymogów kontroli urzędu, o której rodzice nic nie wiedzieli.

Opiekunki nie zauważyły zniknięcia dziecka?

Dopiero w lutym, po nagłym zamknięciu placówki, Magda dowiedziała się, jak naprawdę wyglądała ucieczka jej dziecka. Z pomocą jednego z rodziców, skontaktowała się z kobietą, która w sierpniu znalazła jej córeczkę i wezwała policję. Okazało się, że dziewczynka wcale nie wyszła "kawałek za furtkę", ale doszła aż do ruchliwego skrzyżowania z torami WKD, które jest oddalone od placówki około 300 m. Co więcej, opiekunki nie miały pojęcia, że dziecko w ogóle wyszło na zewnątrz.

Dowiedziałam się, że gdy przyprowadziła córkę do placówki, nikt nawet nie zauważył, że mojego dziecka tam nie ma! Właścicielka była świadoma, dokąd dziecko doszło, mimo to brnęła w swoje kłamstwa zatajając całą prawdę o zajściu już na samym początku

— powiedziała Magda serwisowi mjakmama24.pl.

Placówka działała bez zezwoleń

Po pierwszej kontroli spowodowanej ucieczką dziecka, właściciel żłobka został wezwany do usunięcia nieprawidłowości, ale wobec braku reakcji na zarzuty, w grudniu 2022 r, zostało wszczęte postępowanie administracyjne.

Po zakończeniu całej procedury w dniu 19 stycznia została wydana decyzja o wykreśleniu osoby działającej w Kaniach z wykazu opiekunów dziennych. Placówka nie miała prawa dalej funkcjonować, ale działała — jeszcze 8 lutego rano przyjęła dzieci. Prośba o szybkie odebranie dzieci i nagłe zamknięcie placówki kilka godzin później nie było spowodowane problemem z ogrzewaniem, ale kontrolą policji i pracowników urzędu, którzy przyjechali i odkryli, że placówka działa mimo braku niezbędnych zezwoleń. 

To jednak niejedyne zaniedbania, które wyszły na jaw. Po napisaniu do Urzędu Gminy w Brwinowie dowiedzieliśmy się, że sama nazwa od samego początku była dużym naruszeniem. Klub Malucha „Filemonki” lub żłobek „Filemonki” używana na szyldzie była bezprawna. Działalność w Kaniach była zgłoszona do rejestru jako „opieka dzienna”.

„Wspomniane trzy różne formy opieki nad dziećmi mają różny zakres wymagań wobec osób oraz samego miejsca prowadzenia działalności”  - wyjaśnił urząd w odpowiedzi na pytania naszego serwisu.

Po pierwszej kontroli przeprowadzonej przez pracowników Urzędu Gminy Brwinów w miejscu sprawowania opieki nad dziećmi ponadto stwierdzono:

  • brak odpowiedniego zabezpieczenia furtki – bramy do ogrodu,
  • znacznie przekroczoną liczbę dzieci mogącą przebywać pod opieką dziennego opiekuna (może to być do 5 dzieci, wyjątkowo – pod warunkiem zgody rodziców/opiekunów prawnych do 8 dzieci),

Tymczasem, jak dowiedzieliśmy się, już w lipcu do placówki uczęszczało ponad 10 dzieci. Pod koniec roku było ich około 17. Co więcej, po ogłoszeniu sprawy w mediach społecznościowych przez mamę dziewczynki, która uciekła z placówki, zgłosiło się kilkoro rodziców, którzy wpłacili wpisowe i mieli posłać swoje maluchy od marca.

Próba kontaktu z właścicielką „Filemonków” i prośba o komentarz tej sprawy zakończyła się niepowodzeniem. Do momentu publikacji tego tekstu nie otrzymaliśmy od niej żadnej wiadomości zwrotnej.

Rodzice byli nieświadomi całej sytuacji

Rodzice dzieci, które uczęszczały do „Filemonków” nie zdawali sobie sprawy z niespełnionych warunków formalnych. Nie mieli pojęcia, że placówka od pewnego czasu działała nielegalnie i że jedno z dzieci wyszło samo w czasie, gdy powinna być nad nim sprawowana opieka.

Zuzanna, mama chłopca, który również uczęszczał do tej placówki, w rozmowie z naszym serwisem wyznała, że dowiedziała się o wszystkim przez przypadek. Wcześniej nic jej nie zaniepokoiło. Podobało jej się, że w żłobku jest domowa atmosfera i niewielka grupa dzieci. Kiedy na jaw zaczęły wychodzić kolejne niedociągnięcia, była zła, że dała się tak oszukać. Miała również żal do urzędu, że o wszystkim wiedział i nie zrobił nic, aby poinformować rodziców.

Czy urząd mógł zrobić więcej?

Dopytaliśmy Urząd Gminy, czy mógł poinformować rodziców wcześniej o problemach w żłobku. Procedura wykreślenia właścicielki z listy dziennego opiekuna trwała bowiem kilka miesięcy.

„Urząd Gminy Brwinów nie miał możliwości kontaktowania się z rodzicami dzieci – umowy cywilno-prawne zawarte zostały między rodzicami/opiekunami prawnymi dzieci a przedsiębiorcą prowadzącym działalność. Opiekun dzienny prowadził swoją działalność nie na zlecenie gminy, lecz na własny rachunek. Urząd Gminy Brwinów nie miał możliwości dostępu do danych – ani dzieci, ani ich rodziców/opiekunów prawnych” – czytamy w odpowiedzi.

Dowiedzieliśmy się także, że kilka miesięcy wcześniej do Referatu Oświaty zgłosiła się jedna z opiekunek, która pracowała w „Filemonkach” i miała zastrzeżenia co do sposobu działalności placówki. Większość uchybień była już jednak znana urzędowi, bo stwierdzono je na wcześniejszej kontroli. Kobieta zdecydowała się jednak nie złożyć oficjalnej skargi na swojego pracodawcę. Gmina potwierdziła również, że część naruszeń, o których mówiła, dotyczyła kwestii związanych z samym zatrudnieniem, które leżą w gestii innych instytucji.

Sprawa trafi do sądu nie tylko z urzędu

Jak czytamy w informacji od Urzędu Gminy: „W wyniku kontroli doraźnej przeprowadzonej przez pracowników Urzędu na początku lutego ustalono, że opiekun dzienny dalej prowadzi działalność polegającą na sprawowaniu opieki nad dziećmi. Zawiadomiono Komisariat Policji w Brwinowie o prowadzeniu działalności opiekuna dziennego bez aktualnego wpisu do rejestru działalności. Na wniosek Gminy Brwinów sprawą zajmuje się obecnie policja, która po przeprowadzeniu postępowania będzie mogła przekazać sprawę do sądu.”

Magda również nie zamierza tak zostawić tej sprawy. Chce, żeby osoby winne wszelkich zaniedbań i które dopuściły do ucieczki jej córki, poniosły konsekwencje.

Zawiadomienie o przestępstwie zostało już złożone do Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie. Drugie wysłałam do Rzecznika Praw Dziecka

— powiedziała.

Czytaj także: Dziecko wyszło samo z przedszkola! Jak sprawdzić placówkę, żeby zminimalizować ryzyko?

W przedszkolu dzieciom zaserwowano robaki. Dyrekcja się tłumaczy