„Dramat, sama bym tego nie zjadła”. Żywienie w żłobkach pozostawia wiele do życzenia

2024-03-20 10:33

Wszechobecny cukier, pseudokompociki, zupy na kostce. Żłobkowe menu ładnie wygląda tylko na papierze? "Diabeł tkwi w szczegółach" - przekonuje Doktor Ania, która walczy o uszczelnienie przepisów w kwestii żywienia dzieci w placówkach. I dodaje: "Jest grupa osób, które z wielu przyczyn kompletnie nie interesują się tym co jedzą ich dzieci".

„Dramat, sama bym tego nie zjadła”. Żywienie w żłobkach pozostawia wiele do życzenia

i

Autor: Getty Images „Dramat, sama bym tego nie zjadła”. Żywienie w żłobkach pozostawia wiele do życzenia

Kiedy szukamy informacji na temat tego, jak i czym karmione są dzieci w żłobkach, wciąż w opisach pojawiają się sformułowania „powinny” czy „należy”. Praktyka pokazuje, że między tym jak powinno to wyglądać a jak rzeczywiście wygląda, rozdźwięk jest ogromny. Na profilu Anny Makowskiej w mediach społecznościowych dobrze znanej pod pseudonimem Doktor Ania, treść zamieszczanych przez doradczynię żywieniową postów od internautów szokuje. Nazywanie żłobkowej diety „syfem” to dość łagodne określenie na dania, które pojawiają się w menu wielu placówek. Oczywiście coraz więcej jest takich, w których świadomość czym jest zdrowa dieta maluchów rośnie, za to nadal nie brakuje osób które twierdzą, że mama, która domaga się niepodawania dziecku słodyczy „przesadza”, bo „jakoś wszyscy jedzą i żyją”.

Czy płacąc 10 zł za wyżywienie dziecka w placówce na dzień możesz oczekiwać, że dziecko dostanie zdrowe, dobrze zbilansowane posiłki? Czy placówka, która korzysta z zewnętrznego cateringu, ma coś do powiedzenia w kwestii menu i w ogóle co złego jest w podawaniu maluchom herbatników na podwieczorek?

Doktor Ania ma świadomość tego, jak niska jakość jedzenia wpływa na zdrowie dzieci, a później dorosłych. Wspólnie z Fundacją „Samo się nie zrobi” walczy o to, by dzieci w placówkach jadły posiłki dobrej jakości, przygotowane z uwzględnieniem ich zapotrzebowania, a nie ¼ porcji posiłku dla dorosłych czy rogaliki z czekoladą na II śniadanie.

Czytaj też: Czy twój niejadek odpowiednio się odżywia? Zrób ten szybki test

Spis treści

  1. O co to całe zamieszanie?
  2. Kto układa jadłospis i czy musi się na tym znać?
  3. Twoje dziecko to dostaje? Typowy "red flag"
  4. Oto co możesz zrobić, by coś zmienić
M jak mama - Jak powinna wyglądać adaptacja dziecka w żłobku?

O co to całe zamieszanie?

Chciałabyś pewnie przeczytać, że dziecko, które posłałaś do placówki je dobrze zbilansowane, świeże i zdrowe posiłki, bo ktoś odgórnie czuwa nad tym, co ląduje na jego talerzu. W coraz większej liczbie przedszkoli i żłobków świadomość na temat zdrowego żywienia dzieci jest wysoka i chwała im za to, ale niestety w wielu wciąż nie jest.

Ten artykuł powstał po to, by otworzyć ci oczy i zmusić do refleksji nad tym, że to, czym karmimy dzieci ma ogromny wpływ na ich życie. Na zdrowie w przyszłości i rozwój dzisiaj. Chcemy dać ci wiedzę o tym, jak często wygląda menu żłobkowe (wielu rodziców nie ma o tym pojęcia) i instrukcje co robić, jeśli jesteś jedyną mamą w swoim otoczeniu, która chce zmiany. Gdy placówka, do której uczęszcza twoje dziecko zamawia jedzenie, które jest przede wszystkim tanie, a rodzice dzieci akceptują tę sytuację, wydaje się to być walką z wiatrakami. Dlatego by coś zmienić, warto edukować i dzieci i dorosłych. Tylko od czego zacząć?

Polskie społeczeństwo tyje na potęgę i dobrze widać to w raportach Światowej Organizacji Zdrowia. Według raportu WHO 32% dzieci w wieku 7-9 lat ma nadwagę lub otyłość. To prawie co trzecie dziecko w Polsce. W Europie jesteśmy na niechlubnym 8. miejscu, co więcej, to nasze nastolatki tyją najszybciej. Tymczasem, zwłaszcza wśród starszego pokolenia, pokutuje przekonanie o tym, że pulchne dziecko to zdrowe dziecko, a „dobrze wygląda” to komplement. Sądzimy, że dziecko z nadwagi wyrośnie, ale fakty są takie, że 80% otyłych nastolatków z problemem boryka się także w dorosłym życiu.

Czytaj więcej: Otyłość u dziecka. Gdy rodzice nie widzą, że ich dziecko jest otyłe...

Otyłość w dzieciństwie prowadzi do szeregu groźnych chorób i przypadłości, takich jak cukrzyca typu 2, nadciśnienie tętnicze, choroby sercowo-naczyniowe, zaburzenia hormonalne, kamica pęcherzyka żółciowego, astma oskrzelowa, dyslipidemia, insulinooporność czy problemy natury psychicznej. Dziecko otyłe to często dziecko wyśmiewane, z zaniżoną samooceną. Nie chcesz, żeby twoje dziecko było częstym pacjentem kardiologa, psychiatry, diabetologa czy internisty, prawda? Więc nie pozwalaj na to, by jadło byle co i byle jak. Nie mów „pomyślę o tym za x lat, jak pójdzie do szkoły”, bo właściwe nawyki żywieniowe kształtuje się od samego początku. Dziecko, którego dieta w dużej mierze bazuje na cukrze, niechętnie zmieni swój sposób odżywiania gdy będzie starsze.

– Warto rozpocząć dyskusję w przestrzeni publicznej na temat żywienia dzieci i niemowląt, aby ci wszyscy rodzice, opiekunowie i nauczyciele, którzy chcą realnie zadbać o zdrowie fizyczne i psychiczne dzieci nie byli postrzegani jako oszołomy. Słodycze i słodzone napoje to naprawdę nie jest synonim dbania o dziecko, bo szczęśliwe dzieciństwo polega na stworzeniu dla dziecka bezpiecznej przestrzeni. Codzienny nadmiar cukru i kalorii w jadłospisie oraz traktowanie dziecka jak przedmiotu to nie jest bezpieczna przestrzeń. Świadome życie oparte m.in. o dbanie o zdrowie fizyczne i psychiczne nie jest oszołomstwem. To pokazywanie najmłodszym, że warto dbać o siebie, bo dbając o zdrowie fizyczne i psychiczne łatwiej wykorzystać ogromny potencjał, który jest w każdym z nas – przekonuje Anna Makowska, dobrze znana w sieci jako Doktor Ania.

Wzrostowi wagi sprzyja dieta bogata w cukry proste i niewielka aktywność fizyczna. Nawet jeśli sami w dzieciństwie jedliśmy wyłącznie biały chleb, rarytasem był kogel-mogel a na obiad wciąż mięso i ziemniaki, wyższa kaloryczność posiłków nie skutkowała otyłością. Wciąż byliśmy w ruchu - dzisiaj powszechne jest zwalnianie dzieci z lekcji WF-u i spędzanie czasu przed ekranem, a duża dostępność wszelkiej maści słodyczy i wysokoprzetworzonej żywności sprawia, że często jadłospis dziecka bazuje na cukrze i konserwantach.

Zapytasz pewnie: o co chodzi, przecież chyba są jakieś wytyczne w kwestii tego czym żywione są najmłodsze dzieci w żłobkach. Ktoś to chyba kontroluje? Prawda jest taka, że osoby odpowiedzialne za kwestię żywienia w placówkach nie muszą mieć wiedzy na temat właściwego żywienia dzieci. Oczywiście mogą skorzystać z poradnika przygotowanego pod patronatem Głównego Inspektora Sanitarnego. Rzecz w tym, że… nie muszą. I tak wciąż w wielu placówkach „zawsze tak się gotowało, tak będziemy gotować”, przez co chętnych do poprawy tej sytuacji brakuje.

– Ketchup, gotowe jogurty z dodatkiem cukru czy inne ciekawostki, które można znaleźć w menu niektórych żłobków nie powinny mieć miejsca. Co ciekawe, za układanie menu odpowiada (lub powinien odpowiadać) dietetyk, dlatego nie potrafię zrozumieć, dlaczego takie jadłospisy w ogóle zostają zatwierdzone. Często odpowiedzią na pytanie rodziców „dlaczego?” jest: bo dzieci to lubią. Tymczasem to dorośli powinni odpowiadać za to co i kiedy dzieci dostają do jedzenia, dzieciom pozostawiamy do decyzji czy oraz ile zjedzą – mówi dietetyczka Agnieszka Pawlak, która na co dzień pomaga rodzicom w rozszerzaniu diety maluchów.

Czytaj też: Robisz dziecku kanapki z takich bułek? Bosacka ostrzega: "nie mają żadnych wartości"

Kto układa jadłospis i czy musi się na tym znać?

W ustawie o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 jest obecne jedynie odesłanie do norm żywienia, zaktualizowanych przez Instytut Żywności i Żywienia w 2017 roku. Niestety sam poradnik, choć powstał po to, by ułatwić wprowadzanie wytycznych osobom odpowiedzialnym za organizację żywienia w placówkach, nie ma praktycznie żadnej mocy prawnej. Oznacza to, że wytyczne te, ponieważ nie mają rangi przepisu prawa powszechnie obowiązującego, trudno egzekwować. Także obecnie obowiązujące zapisy rozporządzenia Ministra Zdrowia są zbyt ogólne i najwyraźniej wymagają doprecyzowania, bo to, co dostają do jedzenia dzieci sprawia, że jeży się włos na głowie.

Od tego, kto ma wpływ na wybór produktów zależy skład posiłków. Dużo zależy więc od tego, czy placówka ma własną kuchnię czy korzysta z zewnętrznego cateringu. Żadna z tych możliwości nie jest z gruntu lepsza czy gorsza, bo własna kuchnia nie musi oznaczać zdrowych posiłków, tak jak catering nie przesądza o tym, że dzieci dostają jedzenie zimne czy niskiej jakości. Wciąż pokutuje przekonanie o tym, że jedzenie zamawiane z zewnętrznej firmy to najgorsza, najtańsza opcja, ale większość placówek prywatnych nie dysponuje możliwościami zorganizowania kuchni w budynku żłobka czy przedszkola. Często za niską jakością dań kryje się raczej niska cena i niechęć do tego, by płacić więcej. Zamawiając jedzenie można dostać jedzenie dobrej jakości, ale trzeba o to zadbać.

Stawka żywieniowa w placówkach, niekiedy finansowana czy współfinansowana przez samorządy, to temat który nierzadko potrafi poróżnić rodziców. To jednak tylko pozorna oszczędność, bo leczenie w przyszłości będzie dużo droższe.

To zadziwiające, że robiąc zakupy niemal codziennie, mając świadomość cen w sklepach oczekujemy, że dziecko w placówce dostanie zdrowe pełnowartościowe posiłki za przykładowe 12 zł. Do tego, by gotować z dobrej jakości produktów i nie bazować na niezdrowych gotowcach (np. słodyczach, parówkach z MOM czy polepszaczach smaku) potrzeba czasu, ludzi i pieniędzy.

Czy to znaczy, że parówki to ten słynny red flag, który w ogóle nie powinien znaleźć się w żłobkowym jadłospisie?

–  Diabeł tkwi w szczegółach, bo przecież mamy np. różne rodzaje parówek. Są takie, które zawierają powyżej 90% mięsa, są też takie, które mięsa nie zawierają wcale i wtedy taki produkt absolutnie nie nadaje się dla dzieci czy niemowląt. Podobnie z keczupem i z wieloma innymi produktami – mówi Anna Makowska.

Czytaj też: Niektóre to sam tłuszcz i sól! Dietetyk radzi: tych parówek z Biedronki nigdy nie kupuj

Problem w tym, że nie każdy rodzic ma czas, możliwości i wiedzę do tego, by stale monitorować co jego dziecko dostaje w placówce. Wspólnie z fundacją „Samo się nie zrobi” stara się więc doprowadzić m.in. do tego, by zabezpieczyć dzieci przed nadużyciami ze strony placówek czy firm cateringowych.

– Obecnie skupiamy się też na poprawieniu, czy właściwie uszczelnieniu przepisów dotyczących zbiorowego żywienia niemowląt i małych dzieci bo w takim kształcie w jakim są teraz, stanowią pole do nadużyć. Bardzo bym chciała, aby rodzice i opiekunowie, którzy już teraz mają dużo pracy i stresu, nie mieli dodatkowych obowiązków polegających na sprawdzaniu absolutnie każdego produktu który je ich dziecko w placówce. Chciałabym, aby rodzice i opiekunowie czuli się bezpiecznie jeśli chodzi o żywienie dziecka poza domem. Tak samo chciałbym aby konsument czuł się bezpiecznie w sklepie spożywczym bo jak na razie przejście np. przez dział z żywnością dla dzieci i niemowląt wygląda jak slalom między minami – dodaje Anna Makowska.

Nagminnie zdarza się, że osoby odpowiedzialne za zamawianie posiłków i przygotowywanie żywności dla dzieci nie mają pojęcia o aktualnych wytycznych. A jeśli już je znają, niekoniecznie wdrażają, bo ważniejsze są oszczędności i zysk. Póki taka sytuacja nie przeszkadza rodzicom (a często nie przeszkadza, bo nie są świadomi jak marnej jakości jedzenie dostaje ich dziecko), nic się nie zmieni. Tymczasem warto walczyć o to, by dzieci były karmione dobrze. A jeśli tak nie jest – starać się o wprowadzenie zmian.

Na problem dotyczący tego, że jedzenie w żłobku zamiast odżywić dziecko często ma je jedynie „zapchać” do czasu przyjścia rodzica, zwraca uwagę Doktor Ania.

 – Sposób żywienia dziecka w placówce powinien być oparty o jak najbardziej szczegółowe zalecenia mające na celu odżywić dziecko a nie zapchać, żeby wytrzymało jakoś do przyjścia rodzica. Placówka edukacyjna to nie jest przechowalnia dla dzieci. Gdyby żywienie w placówce edukacyjnej było nastawione na edukowanie dzieci również w zakresie troski o zdrowie - rodzice czuliby się bezpiecznie i nie musieliby każdego produktu który jest w jadłospisie brać pod lupę – przekonuje ekspertka.

Czytaj też: Wybierasz żłobek lub przedszkole? Lekarka radzi, na co zwrócić uwagę

Twoje dziecko to dostaje? Typowy "red flag"

Zapotrzebowanie kaloryczne dziecka w wieku 1-3 lata wynosi około 1000 kcal. Niemowlę od 6. do 12. miesiąca życia powinno spożywać około 700 kcal. Zwykle do żłobków przyjmowane są dzieci od minimum 6. miesiąca życia. Oczywiście dużą część diety malucha będą stanowiły węglowodany, ale cukry proste (wg zaleceń Instytutu Żywności i Żywienia) nie powinny przekraczać 10% całkowitej puli energii.

Tymczasem co faktycznie dostają maluchy? Przede wszystkim cukier w każdej możliwej formie i postaci.

– Wśród ogólnych produktów, które by mnie zaalarmowały są napoje. Jeśli dziecko nie ma dostępu do czystej wody do picia oraz jest zmuszane do picia tego co jest na stole czyli słodzonej herbatki albo pseudokompociku (który składa się z wody z najtańszym syropem) trzy razy dziennie, codziennie, albo dostaje codziennie kupowane napoje i soki najniższej jakości - to nie jest budowanie zdrowych nawyków żywieniowych. To, że dziecko nie potrafi pić wody, bo picie zawsze musi być słodkie, to poważny problem, który może mieć konsekwencje zdrowotne do końca życia – przekonuje Anna Makowska.

Skala problemu jest ogromna, co widać w postach rodziców na grupach internetowych i wiadomościach, które Anna Makowska otrzymuje w mediach społecznościowych. Osoby, które głośno mówią o tym, co myślą o niskiej jakości żywienia, są zastraszane.

– Niewiele mnie szokuje. Natomiast jest mi bardzo przykro, że dzieci w wielu placówkach traktowane są przedmiotowo oraz że wiele osób świadomie robi dzieciom krzywdę. Wkurza mnie też podejście niektórych producentów żywności dla dzieci i niemowląt, oraz właścicieli placówek i firm cateringowych - podejście oparte na generowaniu zysku za wszelką cenę, nawet za cenę zdrowia dziecka. Żadne dziecko nie zasługuje na takie traktowanie – mówi Anna Makowska.

Zobacz też: Ta dziewczynka skończyła 8 lat i nigdy nie jadła cukru. Jak dziś wygląda?

Zatrudnieni w placówkach boją się o pracę, a rodzice o to, że ich dziecko zostanie wydalone. Układy niektórych dyrektorów z firmami cateringowymi sprawiają, że to istna walka z wiatrakami, zwłaszcza, gdy problem bagatelizują także pozostali rodzice. To, co ląduje na talerzach dzieci nierzadko zależy od dobrej lub złej woli osoby odpowiedzialnej za organizację żywienia.

„Kury mojego teścia jedzą lepiej niż dzieci z grupy córki w żłobku. Jedzenie to dramat, moja dostaje pełen zestaw z domu, i tak dobrze, że udało mi się to przeforsować (placówka prywatna)”

„Sama bym tego nie zjadła, a muszę nakładać dzieciom. Nie mam nic do powiedzenia, liczą się koszty”

„Rozmawiałam z dyrektorką, intendentka nie kryje swojego niezadowolenia. Zwróciłam uwagę na codziennie serwowany dzieciom dżem, soki i gotowe budynie i deserki, zdarzył się nawet krem czekoladowy wiadomej marki. Na razie uzyskałam jedynie zapewnienie, że mój syn tego nie dostanie (odnotowano, że sobie nie życzę) ale jak to faktycznie jest to mały mi przecież nie powie”.

Niektórym rodzicom udaje się uprosić, by dzieci zamiast kompotów (często dosładzanych) dostawały do picia wodę, jednak nie brakuje sytuacji, w których maluchy dostają słodycze „w nagrodę”. Zdarza się, że cukierki i gumy rozpuszczalne dziecko dostaje nawet kilka razy dziennie.

– Nagradzanie słodyczami lub w ogóle traktowania jedzenia jako systemu kar czy nagród zaburza relację z jedzeniem i może w przyszłości prowadzić do zaburzeń odżywiania, otyłości. Nie powinniśmy proponować słodyczy bo dziecko „ładnie zjadło obiad” czy żeby pocieszyć kiedy jest smutne. To uczy złych mechanizmów. Nie sposób też nie wspomnieć, że cukierki czy guma rozpuszczalna nie są odpowiednimi produktami dla małych dzieci ze względu na ryzyko zadławienia” – mówi dietetyczka Agnieszka Pawlak, która na Instagramie prowadzi profil @male.nawyki.

Czytaj też: "Nie odejdziesz od stołu, póki nie skończysz"? To przynosi więcej szkody niż pożytku

Wśród nieprawidłowości nie sposób nie wymienić przykładów placówek, w których z firmy cateringowej zamawia się dwa razy mniej posiłków niż jest danego dnia dzieci w placówce. Porcje są dzielone, zamiast przywożonego podwieczorku kupuje się w pobliskim sklepie byle jaki chleb i dżem – wychodzi taniej. W menu wpisuje się „ciastko owsiane” i wcale nie jest to zdrowy wypiek, ale produkt z fatalnym składem, drożdżówka z kremem to napakowany konserwantami rogalik, rosół smak zawdzięcza kostce, jogurt nie jest jogurtem, ale gotowym serkiem waniliowym (z kilkoma łyżeczkami cukru dodanego), zamiast świeżego owocu – sok lub podawany codziennie mus z tubki.

„Soki czy kompoty są zupełnie zbędne w diecie dziecka z odżywczego punktu widzenia. Można zaproponować raz na jakiś czas świeżo wyciskany sok, ale i tak świeże warzywa czy owoce są lepsze; zawierają więcej błonnika oraz pomagają w nauce gryzienia, co przekłada się na aparat mowy. Powinniśmy unikać cukru w diecie dziecka możliwie najdłużej jak się da (nie popadając w skrajność)” – przekonuje ekspertka Agnieszka Pawlak.

Oto co możesz zrobić, by coś zmienić

Być może nie jesteś świadoma tego, że menu wywieszone na korytarzu nie zawsze pokrywa się z tym, co dostaje dziecko. Jeśli odbierając malucha widzisz, że podwieczorek to gotowy deser zamiast wpisanego jogurtu, zwróć uwagę na szczegóły. Rzeczywistość bywa daleka od oczekiwań, a menu ładnie może wyglądać tylko na papierze. Wydaje ci się, że trzymasz rękę na pulsie, bo co tydzień możesz sprawdzić jadłospis, ale nie masz pojęcia o tym, że wędlina na kanapce to najtańsza konserwowa szynka, ciasteczko owsiane ma fatalny skład, a kompot do obiadu jest dosładzany cukrem. Oczywiście – coraz więcej placówek zwraca uwagę na to, jak gotuje się dla dzieci, by było nie tylko smacznie, ale też zdrowo.  Tylko jak sprawdzić, czy ta, do której posłałaś dziecko działa w transparentny sposób?

– Jest sporo placówek gdzie żywienie dzieci jest na naprawdę wysokim poziomie. Takie placówki chcę pokazywać jako dobry przykład aby inspirować innych do wdrażania dobrych praktyk. Na razie nie prowadziłam szczegółowych badań na szeroką skalę, więc nie chcę wypowiadać się jak to wygląda w całej Polsce. Mogę wypowiedzieć się tylko na podstawie tego jakie informacje dostaje od rodziców, opiekunów oraz nauczycieli. Z tego co widzę najtrudniejsza sytuacja jest w małych  miejscowościach, a największe problemy obserwuję częściej w placówkach prywatnych niż w publicznych – mówi Anna Makowska.

Czytaj też: Opóźniają rozwój i niszczą zęby. Ukochane przekąski dzieci powinny być zakazane

Przede wszystkim, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości pytaj wprost o to, co je twoje dziecko. Jaki jest skład posiłków (masz prawo to wiedzieć). Dyrektor żłobka czy przedszkola, któremu zależy na dobrej opinii a przede wszystkim na dobrostanie maluchów chętnie sam podejmie w tej kwestii działania. Jeśli jednak uparcie zasłania się tym, że karmi dzieci zgodnie z wytycznymi, nikt nie ma zastrzeżeń, lub rodzice więcej nie zapłacą, warto połączyć siły. Temat żywienia można podjąć na zebraniu rodziców, może się okazać, że nie tylko tobie nie podoba się to, co do jedzenia dostaje dziecko.

Inni rodzice mogą nie widzieć nic złego w tym, że zamiast wody dzieci piją soki, zamiast świeżych owoców podawane są drożdżówki z dżemem a jogurty naturalne (najlepsze dla maluchów) zastąpiono deserkami znanego producenta jogurcików „dla dzieci”. Dosalanie (słynne kostki czy mieszanki przyprawowe do zup i sosów) i dosładzanie posiłków przyzwyczaja dzieci do pewnych smaków, przez co naturalnie będą one preferowały dania pełne dodatków, konserwantów, wzmacniaczy smaku.

– Część osób ma pełną świadomość tego jak wygląda sytuacja z żywieniem dzieci w placówkach edukacyjnych, część nie ma pojęcia bo nie sprawdza lub sprawdza ale tak naprawdę nie wie co powinno być w jadłospisie dla dzieci, a czego nie powinno być. Jest też grupa osób, które z wielu przyczyn kompletnie nie interesują się tym co jedzą ich dzieci. Te przyczyny to np. skrajne zmęczenie, brak świadomości że żywienie wpływa na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne oraz bagatelizowanie wpływu jedzenia na stan zdrowia. Niektórzy wychodzą z założenia, że jak czegoś nie widać to tego nie ma – mówi Anna Makowska.

Większa świadomość na temat wpływu żywienia dzieci na zdrowie zwiększa gotowość rodziców do ponoszenia większych wydatków na wyżywienie.

Czytaj też: Pielęgniarka pediatryczna wylicza: 5 rzeczy, których nie wolno pakować do śniadaniówki

O skład posiłków możesz prosić także bezpośrednio firmę cateringową. Co robić, jeśli widzisz, że dziecko dostaje produkty marnej jakości, z pewnością niewłaściwe dla maluchów w tym wieku? Kolejnym krokiem może być zgłoszenie tego faktu w powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej. Wystarczy telefoniczna czy mailowa prośba o sprawdzenie konkretnej placówki. Sanepid musi podjąć działania i w ciągu miesiąca od zgłoszenia odpowiedzieć na takie zgłoszenie. „Żadna stacja powiatowa nie ma prawa odmówić przyjęcia interwencji” – przekonuje prawnik Konrad Kalata z PSSE w Warszawie w rozmowie z Anną Makowską. Ekspert mówi, że zwykle w ciągu miesiąca już podejmowane są konkretne kroki, właśnie w formie kontroli.

Co robić, kiedy kontrola nie przyniesie poprawy i po pewnym czasie znów dziecko kilka razy dziennie dostaje słodycze, maluchy są „nagradzane” cukierkami, niemowlęta w żłobkach dostają produkty, których nigdy nie powinny dostać? Sytuację warto zgłaszać, kontrole będą się wówczas powtarzać. Sanepid ma do dyspozycji narzędzia takie jak nakaz dostosowania norm żywienia w placówce do wytycznych rozporządzenia i ustawy. Można oczekiwać, że mało przyjemne doświadczenie kolejnych kontroli i kontroli sprawdzających skłoni firmę/placówkę do poprawy tej kwestii. Jeśli nie chcemy interweniować w sanepidzie, można udać się do organu prowadzącego żłobek i sprawującego nad nim kontrolę, czyli do urzędu gminy.

Źródła:

Żywienie dzieci w żłobkach. Praktyczne wprowadzenie aktualnych norm i zaleceń,

Report on the fifth round of data collection, 2018–2020: WHO European Childhood Obesity Surveillance Initiative (‎COSI).

Czytaj też: Co my podajemy naszym dzieciom? Ugotowałam mini marchewki i kolor wody zmroził mi krew w żyłach