"Aż się boję czytać komentarze". Pediatra tłumaczy, czemu nie zleca dzieciom badań rutynowo

2024-08-12 15:14

Narzekasz, że pediatra twojego dziecka nie wystawia skierowania na badania profilaktyczne? Pediatra Monika Działowska uważa, że lekarze są "między młotem a kowadłem", bo badania kosztują, a często nie są konieczne. Nie wszyscy rozumieją argumentację lekarki.

Aż się boję czytać komentarze. Pediatra tłumaczy, czemu nie zleca dzieciom badań

i

Autor: getty images/ Screen Instagram @pediatranazdrowie "Aż się boję czytać komentarze". Pediatra tłumaczy, czemu nie zleca dzieciom badań

Dzieci często chorują, normą jest nawet kilkanaście infekcji w ciągu roku. Zwykle choroby kumulują się w okresie jesienno-zimowym, dlatego wielu rodziców odnosi wrażenie, że ich pociechy są niemal bez przerwy chore. Zwłaszcza te, które uczęszczają do żłobka lub przedszkola, bo słynny "przedszkolny glut" potrafi nie znikać aż do wiosny.

Wielu rodziców narzeka na to, że ich pediatrzy niechętnie dają skierowania na badania, a dzieci badają wyłącznie w gabinecie osłuchowo, zaglądają do uszu czy do gardła. Lekarz Monika Działowska, która na Instagramie prowadzi popularny profil @pediatranazdrowie postanowiła wyjaśnić z czego może to wynikać. Wytłumaczyła również, że sama nie jest zwolenniczką rutynowego badania dzieci np. raz w roku. Dlaczego?

Plac zabaw: Sposoby na katar u dziecka - rodzice podpowiadają, jak sobie radzić

Dlaczego lekarze w przychodni "nie chcą zlecać badań"?

Pediatra Monika Działowska postanowiła odpowiedzieć na nurtujące wielu rodziców pytanie, mianowicie czemu niekiedy mają oni ogromny problem z tym, by zrobić dziecku badania krwi bezpłatnie (czyli na NFZ). Lekarka przekonuje, że jak nie wiadomo, o co chodzi to chodzi o... i choć ten zwrot nie pada wprost domyślamy się, że mowa o pieniądzach.

Pediatra na nagraniu umieszczonym na Instagramie tłumaczy, że przychodnie rejonowe otrzymują od Narodowego Funduszu Zdrowia określoną sumę pieniędzy. Co roku na każdego pacjenta zapisanego do placówki (niezależnie od jego wieku) otrzymują stałą sumę, w tym roku jest to dokładnie 204 zł.

Niezależnie, czy pacjent przyjdzie jeden raz, dwadzieścia razy czy wcale, a także czy będzie miał zlecone jakieś badania czy nie, to i tak przychodnia dostanie na tego pacjenta te 204 złote

- wyjaśnia pediatra Monika Działowska.

Po chwili zwraca uwagę na to, że często jedna prywatna wizyta u lekarza kosztuje więcej niż to, czym przychodnie rejonowe dysponują przez rok. Zauważa, że choć osoby w wieku 30-40 lat do lekarzy chodzą rzadko, swoje pociechy przyprowadzają do pediatrów nawet 2 lub 3 razy w tygodniu. To generuje więc spore koszty.

Cały system funkcjonuje więc właściwie tylko dzięki temu, że część pacjentów płaci składki zdrowotne a z publicznego systemu ochrony zdrowia nie korzysta.

"Podstawowe badania w POZ to często koszt 200, 300, 400 złotych, więc my wykorzystujemy cały roczny budżet na tego pacjenta" - dodaje lekarka.

Oczywiście to nie znaczy, że lekarze, słysząc od kierownictwa placówki pytania czemu zlecają tyle badań, powinni przestać to robić. Zapewnia, że jeśli widzi potrzebę, wystawia skierowanie, jeśli jednak uważa, że nie jest to konieczne - nie robi tego. Nie jest również zwolenniczką rutynowego badania dzieci np. raz do roku.

"Są pacjenci, którym zlecamy badania, a oni nas nie słuchają i ich nie wykonują. Są inni pacjenci, którzy w kółko by chodzili i tylko się kłuli i sprawdzali nawet jeśli to sprawdzanie akurat dla tego pacjenta nie za bardzo ma sens" - dodaje lekarka. To dlatego trudno dogodzić wszystkim i znajdą się tacy, dla których lekarze zawsze będą "źli".

"Nie jestem zwolenniczką rutynowych badań u dzieci"

Pediatra Działowska powiedziała coś, co nie wszystkim jej obserwatorom się spodobało. Mianowicie wyznała, że osobiście uważa, że rutynowe badania u dzieci np. raz w roku jej zdaniem są zbędne. Argumentuje, że rzadko u maluchów najpierw coś wychodzi w badaniach, a dopiero później pojawiają się objawy.

Ponieważ podczas badań przesiewowych niezwykle rzadko zdarza się, że ujawni się choroba, która jeszcze nie daje objawów, takie profilaktyczne kłucie dziecka nie ma sensu.

Kłucie dzieci nie jest bez wpływu na ich przyszłość i zdrowie, relacje z lekarzami i tzw. białym fartuchem, i z tym czy one się potem będą bały lub nie bały badać, szczepić i tak dalej

- tłumaczy pediatra.

Dodała również, że częste kłucie małych naczyń krwionośnych może przyczynić się do powstania zrostów w żyłach, dlatego uważa, że badania trzeba zlecać wtedy, gdy coś wskazuje na ich wyraźny sens. Jej zdaniem bilanse dzieci w Polsce są na tyle częste, że pediatrzy zazwyczaj są w stanie w porę zauważyć, że coś wymaga diagnostyki.

W opisie nagrania napisała, że "aż się boi czytać komentarze". Jak można się spodziewać, ile osób, tyle opinii i nie każdy rozumie argumentację lekarki. W komentarzach zwrócono uwagę m.in. na to, że lekarz lekarzowi nierówny, a mówienie rodzicom, że profilaktyczne badania są zbędne można uśpić ich czujność wtedy, gdy coś się dzieje. Zwłaszcza, że nawet jeśli lekarz niepokojących  objawów nie dostrzega, rodzice, którzy z dzieckiem są na co dzień, widzą więcej. Wskazali na sytuacje, w których często to właśnie profilaktyczne, wykonane odpłatnie badania pozwoliły postawić diagnozę.

Mądrości naszych rodziców - to prawda czy mit? [QUIZ]

Pytanie 1 z 10
"Nie siedź blisko telewizora, bo popsujesz wzrok"