Pediatra Łukasz Grzywacz znany na Instagramie jako @tatapiediatra w jednym ze swoich ostatnich postów opowiedział historię swojego małego pacjenta, który nie mógł wyleczyć się z kataru. Choć ostatecznie udało się znaleźć jego przyczynę, była ona bardzo zaskakująca i dla rodziców, i dla lekarza.
4,5-latek nie mógł wyjść z kataru. „Skarżył się na ból”
Bohaterem historii jest 4,5-letni Antek, który do tej pory nie miał kłopotów ze zdrowiem. Nie jest alergikiem, ani nie ma zdiagnozowanych żadnych innych chorób. W środku lata pojawił się u niego przewlekły katar. - Rozpoczął się w lipcu, wtedy kiedy nie było dużych infekcji, nie było też zbytnich alergenów. Katar początkowo wodnisty, następnie zgęstniał, później się wycofywał, natomiast nigdy do końca nie ustąpił – opisuje pediatra.
- Rodzice zauważyli, że katar zdecydowanie jest większy z prawej dziurki i ta dziurka jest często zatkana. Antek od czasu do czasu mówił, że coś śmierdzi, nawet jeśli w otoczeniu nie było nic takiego i skarżył się czasami na ból w nosie – dodaje.
Rodzice zastosowali u niego standardowe leczenie jak przy katarze. Psikali krople do nosa i robili inhalacje. W pewnym momencie z prawej dziurki, w trakcie niby kolejnej infekcji, puściła się żywo-czerwona krew. To skłoniło rodziców do zgłoszenia się z synem do pediatry.
Co się okazało? Nie były to nawracające infekcje ani alergia, tylko groszek w nosie, który chłopiec wepchnął na tyle głęboko, że nie było go widać.
Na szczęście udało się go wyjąć i zaleczyć śluzówkę – wszystko pomyślnie się skończyło.
Przeczytaj: To genialny sposób na usunięcie przedmiotu z nosa dziecka. Zobacz film z "pocałunkiem matki"
Ciastolina lub naklejka w uchu, styropian w nosie. Dzieci mają różne pomysły
Obserwatorzy podziękowali Łukaszowi za podzielenie się tą historią, uznając ją za dobrą lekcję dla siebie. „Poproszę o takie filmy! Zawsze to jakaś nauka i przestroga” – pisali. Jednocześnie dzieli się podobnymi historiami ze swojego podwórka:
„Gdy usypiałam młodszą córkę mój synek (wtedy miał 3-latka) przychodzi do mnie z paczką tic taców i mówi ,,mama patrz, wsadziłem to do nosa, by katar nie leciał”.
„Mój mąż miał to samo tylko z okruszkiem styropianu. Lata 80’te. Styropian to była rzadkość, ale coś kupiono w nim zapakowane. Najbardziej rodzina pamięta to mówienie o śmierdzeniu. Bo kiedyś wszedł do domu sąsiadki i na cały głos: ale tu coś śmierdzi”.
„Jak miałam 2 lata, mama mówiła, że miałam katar i po czasie zaczęło śmierdzieć. Poszli do lekarki, a tam w nosie i to tak już na maksa w tyle, był kawałek gąbki”.
„Mój czteroletni synek raz włożył ciastolinę do ucha i zaczął przed snem dotykać to ucho, patrzę ciastolina, byłam przerażona, ale użyłam aspiratora do nosa i przy jego pomocy wyjęłam plastelinę z ucha. Innym razem do obu dziurek w nosie też włożył ciastolinę i też za pomocą aspiratora wyjęłam ciastolinę”.
„Mój syn 5 lat wsadził mini naklejkę do ucha - taką średnicy ołówka/ kredki. Jakież było zdziwienie, gdy zaglądając do ucha widać było tygryska, a nie błonę. Po płukaniu solą fizjologiczną wypłynęło na szczęście".
Trzeba przyznać, że dzieci są bardzo pomysłowe. Gdy pojawi się przewlekły katar, zawsze warto brać pod uwagę ewentualność ciała obcego w nosie.