Gdy początkowo policzek małego Alfreda spuchł i był nieco zaczerwieniony, jego rodzice myśleli, że gdzieś się uderzył. Gdy jednak zmiana zaczęła się powiększać, mama chłopca, Fredderike, która pracuje jako pielęgniarka na oddziale dziecięcym, natychmiast pokazała go lekarzowi.
Pierwsza diagnoza, którą otrzymał chłopiec to zapalenie ślinianek. Lekarz przepisał dziecku tygodniową kurację antybiotykami, która jednak nie pomogła. W międzyczasie narośl na policzku dalej rosła.
Zobacz też: Nawet nie wiesz, że tak rujnujesz odporność dziecka. Te 3 błędy to tykająca chorobowa bomba
Dowiedz się: „To może przydarzyć się każdemu”. Mama 4-latka z cukrzycą zdradza pierwsze objawy
Guz na policzku 4-latka
Kolejna diagnoza lekarzy mówiąca o tym, że zmiana na policzku Alfreda to czyrak, również okazała się niesłuszna. Dopiero po wykonanej biopsji postawiono ostateczne rozpoznanie choroby - zakażenie prątkami w węźle limfatycznym. Okazało się, że w węzłach chłonnych chłopca zagnieździły się atypowe mykobakterie, zwane też prątkami niegruźliczymi. Co może przerażać, wiadomo, że znajdują się one między innymi w osadach kranowych czy w słuchawkach prysznicowych.
"Lekarka stwierdziła, że mamy szczęście, że guz już urósł i jest bardzo duży, czerwony, a skóra pęka, bo to znak, że niedługo zacznie się zapadać. Dla niektórych proces ten jest niezwykle długi i może zająć wiele miesięcy. W naszym przypadku od wykrycia guza minęło „tylko” 6–8 tygodni" - relacjonuje mama chłopca na swoim Instagramie.
Alfred nie otrzymał jednak antybiotyków, bo jak twierdzą duńscy lekarze, atypowe prątki nie reagują zbyt dobrze na antybiotyki i dlatego rozpoczynanie takiego leczenia nie ma sensu.
Groźna bakteria czai się pod prysznicem
Zdaniem lekarzy z Rigshospitalet, placówki z którą konsultowała się mama 4-latka, istnieją dwie strategie leczenia. Zalecali albo poczekać na samoistne zagojenie, albo operować i usunąć węzeł chłonny. W przypadku Alfreda drugie rozwiązanie mogło być nieco ryzykowne, ponieważ ropień znajdował się niebezpiecznie blisko połączeń nerwowych.
Póki co, wszystko wskazuje na to, że historia zakażenia Alfreda skończy się w najbardziej delikatny z możliwych sposobów. Narośl na jego policzku już pękła i wydobywa się z niego ropa, dzięki czemu węzeł chłonny jest coraz mniej spuchnięty. Lekarze mają nadzieję, że 4-latek wróci do zdrowia bez ingerencji chirurgicznej.
Mykobakterioza - co to takiego?
Mykobakterioza to rzadka choroba wywoływana przez atypowe mykobakterie, zwane też prątkami niegruźliczymi. Wywołują one choroby płuc, choroby węzłów chłonnych, skóry, tkanek podskórnych i zapalenie otrzewnej. W Polsce stwierdza się średnio około 200 przypadków rocznie.
Prątkami nie można zarazić się od drugiego człowieka, ani od zwierzęcia. Mykobakterie znajdują się w glebie, otwartych zbiornikach wodnych, ale też w niewielkiej ilości w wodzie wodociągowej. Zazwyczaj w tym ostatnim przypadku nie są one groźne. Gorzej jeśli zgromadzą się na odpływach kranów czy na wewnętrznej stronie słuchawki prysznicowej. Mają wówczas szansę stworzyć biofilm, ze stężeniem bakterii 100 razy większym niż w wodzie.
Zobacz: 4-latka często spadała z łóżka. Okazało się, że to sygnał ostrzegawczy śmiertelnej choroby