Raport GUS. Na co chorują polskie dzieci

2011-05-16 16:23

Aż 90 proc. młodych Polaków ma różne wady rozwojowe, zaś co czwarty cierpi na przewlekłe choroby. Dzieci są już nie tylko koślawe i mają popsute zęby. Są także coraz grubsze, częściej cierpią na alergie i choroby jeszcze do niedawna zarezerwowane dla starszych ludzi – np. cukrzycę – mają też coraz gorszy wzrok i słuch. Według raportu GUS o stanie zdrowia co dziesiąte dziecko choruje przewlekle na co najmniej jedną chorobę. Częściej chorują chłopcy, i to w każdej grupie wiekowej. Powodów tego stanu rzeczy jest wiele.

Raport GUS. Na co chorują polskie dzieci

i

Autor: photos.com

Spis treści

  1. Polskie dziecko ma alergię
  2. Wady wzroku ma połowa polskich dzieci
  3. Cukrzyca: chore są niemowlęta, przedszkolaki i nastolatki
  4. Wśród dzieci króluje nadwaga i otyłość
  5. Zaburzenia słuchu i szumy uszne u dzieci
  6. Próchnica atakuje dzieci
  7. Więcej lekarzy!
  8. Krzywe plecy naszych dzieci

Jeden z nich to postęp medycyny. Obecnie ratowane jest życie wcześniaków, które jeszcze 10 lat temu nie miałyby szans na przeżycie. Inny powód to postęp techniczny – dzieci, zamiast spędzać czas na zabawie i ruchu, tracą go przed telewizorem, komputerem. Przede wszystkim jednak system opieki pediatrycznej w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Ze szkół wycofano lekarzy, którzy kiedyś na bieżąco monitorowali stan dzieci i mogli w porę zareagować, gdy działo się coś złego.

Polskie dziecko ma alergię

Z raportu GUS wynika, że najczęstszym przewlekłym schorzeniem są alergie, dotyczą niemal 10 proc. badanych dzieci. Alergiczny nieżyt nosa ma co piąte polskie dziecko, zaś na astmę cierpi co dziesiąty nastolatek.

W ostatnich latach obserwuje się gwałtowny przyrost zachorowań. Rosnące statystyki są efektem kilku czynników. Po pierwsze żyjemy w środowisku, które coraz bardziej sprzyja alergii (w powietrzu unosi się coraz więcej alergenów). Po drugie zanadto dbamy o czystość, eliminując z otoczenia dzieci drobnoustroje, które następnie organizm uznaje za wrogie. Po trzecie wreszcie diagnozowanie alergii jest coraz dokładniejsze, dlatego coraz częściej wykrywa się ją również u tych dzieci, które do niedawna uznano by po prostu za mało odporne. Młodzi Polacy najczęściej uczuleni są na jedzenie (białko mleka krowiego, białko jaj, gluten, ryby, czekoladę i cytrusy), następne w kolejności są roztocza, pyłki i sierść zwierząt. Najlepszą ochroną przed alergią jest – zdaniem specjalistów – karmienie niemowlęcia piersią przez co najmniej pierwsze pół roku życia. Dzieci z alergią zbyt późno trafiają do specjalisty. Często są długo leczone antybiotykiem z powodu nawracających infekcji, co sprzyja kolejnym uczuleniom.

Tymczasem alergię można podejrzewać, kiedy dziecku niemal bez przerwy leje się z nosa, miewa swędzącą wysypkę po zjedzeniu konkretnej potrawy, na skórze pojawiają się czerwone, szorstkie miejsca (co zwykle świadczy o uczuleniu na kosmetyki bądź środki piorące). Mniej typowe objawy alergii to biegunki, kolki, duszności. Chorobę potwierdzi lekarz – pomoże mu w tym wywiad środowiskowy (czy w rodzinie jest alergik) i testy, które określą, co konkretnie uczula. Z wizytą nie wolno zwlekać, bo nieleczona alergia sprzyja rozwojowi astmy, zwiększa wrażliwość na kolejne alergeny – dziecko, które początkowo jest uczulone tylko na sierść, z czasem uczuli się na pyłki itp.

Wady wzroku ma połowa polskich dzieci

Krótkowzroczność, astygmatyzm, zez, złe widzenie z bliska – te wady wzroku coraz częściej spotykane są u dzieci i młodzieży. Dane statystyczne są tu rozbieżne. Według cytowanego już raportu GUS na 1 tys. dzieci z problemami ponad połowa ma kłopoty ze wzrokiem (częściej występują one u dziewczynek). Podobny wynik uzyskano w badaniu wad wzroku wśród młodzieży szkolnej, przeprowadzonym z inicjatywy i pod patronatem firmy Johnson&Johnson – ponad 50 proc. młodzieży ma wadę wzroku, a zdecydowana większość tych wad to krótkowzroczność.

Nieco niższe wyniki osiągnięto w badaniu w ramach programu „Widzę”, przeprowadzonego przez Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu oraz Samodzielny Publiczny Kliniczny Szpital Okulistyczny w Warszawie – tu liczba młodzieży wymagającej korekcji wzroku sięga 40 proc. (z czego 8 proc. nie wiedziało, że powinno nosić szkła korekcyjne).Z badań przeprowadzanych lokalnie (np. w województwie dolnośląskim czy Wielkopolsce) wynika też, że wiele dzieci ma więcej niż jedną wadę – zwykle bowiem wady się łączą, a dzieci mają krótkowzroczność i astygmatyzm bądź nadwzroczność i zeza. Obserwacje są zgodne w jednym punkcie: granica wieku, od którego pojawiają się problemy z oczami, niepokojąco się obniża.

Jeszcze kilka lat temu rzadkością były dzieci z krótkowzrocznością w szkole podstawowej – obecnie niemal w każdej klasie jest przynajmniej jedno dziecko noszące szkła korekcyjne. Przy czym wady nie zawsze są wykrywane, gdyż ich objawy są różnorodne i niekoniecznie kojarzą się z wadą wzroku – bóle głowy, łzawienie, zamazywanie się liter, pieczenie oczu czy podwójne widzenie, na jakie skarżą się dzieci, niezbyt często dają rodzicom bądź nauczycielom do myślenia, nie zawsze więc dziecko z takimi objawami trafia do specjalisty.Tymczasem – co podkreślają okuliści – tylko wczesna i prawidłowa korekcja wady wzroku pozwala uzyskać całkowitą poprawę widzenia i zapobiec rozwojowi wady. Wadę wzroku można podejrzewać, gdy dziecko mruży oczy, by dostrzec obraz znajdujący się dalej, siada blisko telewizora (bądź przysuwa książkę do oczu) lub odwrotnie – odsuwa się jak najdalej (to może świadczyć o nadwzroczności). Sygnałem ostrzegawczym są też bóle głowy, łzawienie, pieczenie oczu, zamazywanie się obrazu.

Cukrzyca: chore są niemowlęta, przedszkolaki i nastolatki

Jeszcze kilkanaście lat temu dzieci zapadały głównie na cukrzycę typu pierwszego, dziś coraz częściej chorują również na drugi typ tej choroby. Lekarze notują wzrost zachorowań zarówno na cukrzycę typu 1, jak i typu 2. Chorują niemowlęta, przedszkolaki i nastolatki. Cukrzyca to zaburzenie, które polega na nieprawidłowej przemianie glukozy dostarczonej wraz z jedzeniem w energię niezbędną do pracy komórek. U zdrowego człowieka poziom glukozy we krwi utrzymywany jest we właściwym stężeniu, a odpowiada za to hormon zwany insuliną. Cukrzyca rozwija się, kiedy ilość insuliny wytwarzanej przez trzustkę jest za mała w stosunku do tego, ile jej potrzeba, bądź gdy jej działanie nie przynosi efektu. Cukrzyca typu 1 nazywana jest cukrzycą insulinozależną.

U jej podłoża leży przewlekły proces, który doprowadza do powolnej degradacji komórek (beta) trzustki wytwarzających insulinę i w następstwie do utraty zdolności jej produkcji. Cukrzyca typu 1 musi być leczona za pomocą iniekcji insuliny. Choroba pojawia się najczęściej ok. 10. roku życia, choć lekarze obserwują, że na cukrzycę typu 1 coraz częściej zapadają też młodsze dzieci. Cukrzyca typu 2 najczęściej związana jest z nadwagą i otyłością. Nazywana jest cukrzycą insulinoniezależną – przyczyną podwyższonego poziomu cukru nie jest brak insuliny, lecz jej nieprawidłowe działanie w organizmie. Nadmierny poziom glukozy we krwi powoduje powikłania – uszkodzenia naczyń krwionośnych, które prowadzą do zaburzeń wzroku, pracy układu nerwowego i nerek (typ 1), lub zaburzenia lipidowe, nadciśnienie, stłuszczenie wątroby, zaburzenia dojrzewania (typ 2).

Chorobie towarzyszą zwykle charakterystyczne objawy: dziecku ciągle chce się pić, często oddaje mocz, dużo je, ale chudnie. Początkowo mogą nie być dostrzegane – uwagę rodziców zwraca towarzysząca im niechęć do zabawy, rozdrażnienie, osłabienie. W miarę postępu choroby mogą pojawić się zmiany skórne (skóra robi się sucha, szorstka i zaczerwieniona), niegojące się zajady i stany zapalne narządów płciowych. Do rozpoznania cukrzycy konieczne są badania krwi i moczu na obecność glukozy. Cukrzycę stwierdza się, jeśli glukozy w moczu jest powyżej 111 mmol/l, a stężenie glukozy we krwi na czczo wynosi co najmniej 7,8 mmol/l i powyżej oraz po jedzeniu lub w innej porze doby 11,1 mmol/l i więcej.

Wśród dzieci króluje nadwaga i otyłość

Chorobą, która najbardziej rzuca się w oczy, przez co najłatwiej ją rozpoznać – lecz najtrudniej wyleczyć – jest otyłość. Według badań przeprowadzonych przez Instytut Żywności i Żywienia w 2000 r. otyłość i nadwaga występują u 12,6 proc. chłopców i 12,2 proc. dziewcząt w wieku od roku do 18 lat. Badania przeprowadzone kilka lat później przez lekarzy z Narodowego Programu Zapobiegania i Leczenia Otyłości wykazały, że otyłych i z nadwagą jest już blisko 14 proc. dzieci i nastolatków. To, że problem narasta, jest efektem współczesnego stylu życia. Wśród przyczyn nadwagi i otyłości wymienia się nie tylko predyspozycje genetyczne, ale przede wszystkim środowiskowe i socjoekonomiczne: łatwa dostępność wysokoprzetworzonej żywności o dużej zawartości węglowodanów prostych i tłuszczów zwierzęcych, a także ograniczenie wysiłku fizycznego.

Po prostu – do otyłości prowadzi np. oglądanie telewizji czy wielogodzinne granie na komputerze w towarzystwie hamburgerów z frytkami, batoników, chipsów i słodkich napojów. Przy czym warto wiedzieć, że otyłość to nie tylko zwiększona ilość tkanki tłuszczowej, lecz także kumulacja lipidów w narządach wewnętrznych, co prowadzi do wielu związanych z tym chorób. Otyłość jest jedną z przyczyn chorób układu ruchu (np. skrzywień kręgosłupa, płaskostopia), u dziewcząt może spowodować zaburzenia miesiączkowania, a u chłopców zaburzenia dojrzewania. Jest główną składową tzw. zespołu metabolicznego (obok nadciśnienia tętniczego i miażdżycy), a także jedną z przyczyn cukrzycy. Wraz ze wzrostem BMI (wskaźnik masy ciała) zwiększa się ciśnienie tętnicze krwi.

Wysokie ciśnienie sprzyja zaś udarom mózgu i zawałom serca, może być też przyczyną problemów neurologicznych. Dzieci otyłe są narażone na większe ryzyko przerostu lewej komory serca, stwierdzono bowiem, że istnieje powiązanie między BMI dziecka a wielkością lewej komory serca. Przerost tej komory w dzieciństwie może zaś zwiększać ryzyko chorób układu krążenia. Aby ocenić, czy dziecko ma nadwagę, czy już jest otyłe, należy zastosować wskaźnik BMI w połączeniu z siatkami centylowymi. Nadwagę rozpoznaje się, jeśli BMI mieści się między 85. a 95. percentylem, zaś otyłość, jeśli przekracza ono 95 percentyl.

Zaburzenia słuchu i szumy uszne u dzieci

Wiosną 2008 r. lekarze z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie przebadali ponad 80 tys. dzieci w wieku 7 lat. Blisko 20 proc. z nich miało zaburzenia słuchu, zaś aż 33 proc. – szumy uszne. Z badań wynikało coś jeszcze: ok. 60 proc. rodziców dzieci, u których lekarze wykryli problemy ze słuchem, wcześniej nie zdawało sobie sprawy z tego, że ich pociecha gorzej słyszy. Najważniejszą przyczyną tych problemów jest zaniedbane przewlekłe wysiękowe zapalenie ucha środkowego. Zamiast leczyć je antybiotykiem, lekarze często zalecają środki przeciwbólowe. Niewłaściwie leczone zapalenie może prowadzić do trwałych zmian patologicznych w uchu i utrwalenia niedosłuchu.

Dobrze wiedzieć

Brak lekarzyŚrednia wieku pediatry to 58 lat. Na ponad 7 mln dzieci w 2008 r. przypadało ok. 7,5 tys. pediatrów, co najmniej o 4 tys. za mało. Pediatria znalazła się już na liście specjalizacji priorytetowych (młody lekarz ma wyższą pensję), jednak by odbudować kadry, potrzeba 6 lat.

Coraz częściej problemy ze słuchem u dzieci wynikają też z nadmiaru decybeli. Hałas w szkole czy słuchanie głośnej muzyki przez słuchawki uszkadzają komórki odpowiedzialne za słyszenie. Z początku komórki się regenerują, jednak gdy dziecko stale jest narażone na hałas, ulegają trwałemu uszkodzeniu. Przyczyną problemów bywa także przerośnięty, tzw. trzeci migdałek, który uciska trąbkę. Dziecko mające niedosłuch nie zareaguje na ciche dźwięki dochodzące z odległości 15–20 cm. Wadę słuchu diagnozuje otolaryngolog na podstawie specjalistycznych testów. Warto się do niego wybrać, kiedy dziecko nie reaguje na polecenia kilkukrotnie powtarzane, nie potrafi poprawnie intonować zdania (np. nie zaznacza intonacją pytań), pogłaśnia telewizor albo staje blisko głośników.

Próchnica atakuje dzieci

Dotyczy aż 70 proc. trzylatków i 90 proc. sześciolatków. Trudno znaleźć nastolatka, który miałby wyleczone wszystkie zęby. Próchnica to jedno z niewielu schorzeń, będących efektem braku właściwej higieny. Mechanizm jej powstawania jest dobrze znany: po każdym posiłku na zębach i w przestrzeniach między nimi osadzają się resztki pokarmu. Zawarte w nich cukry przekształcane są przez żyjące w jamie ustnej bakterie Streptococcus mutans w kwas organiczny, który rozpuszcza szkliwo. Zdrowe zęby to nie tylko ładny uśmiech, ale też mniejsze ryzyko zachorowania w przyszłości na choroby serca. Ogniska stanu zapalnego, jakie tworzą się w tkankach przyzębia, a także kamień nazębny są bowiem siedliskiem bakterii, które – gdy przedostaną się do krwiobiegu – uszkadzają ścianki naczyń krwionośnych.

W miejscach uszkodzeń odkłada się następnie blaszka miażdżycowa zwężająca naczynka, co z kolei może doprowadzić do udaru lub zawału. Bakterie z chorego zęba – gronkowce i paciorkowce – mogą być przyczyną nawracających angin. Z początku na zębie dotkniętym próchnicą tworzą się białe, matowe przebarwienia. Gdy proces próchnicowy dotrze pod powierzchnię szkliwa do zębiny, zaczyna ona pękać, a na zębie pojawia się brązowa plama. Aby zapobiec próchnicy, konieczne jest szczotkowanie zębów przynajmniej 2 razy dziennie pastą z fluorem, bogata w wapń dieta, a także profilaktyczne wizyty u stomatologa – co 3 miesiące, próchnica u dzieci rozwija się bowiem szybciej niż u dorosłych. Stomatolog może zaproponować zabieg lakierowania zębów, który zapobiega próchnicy mleczaków. Jeśli dziecko ma już zęby stałe, dentysta może je pokryć cienką warstwą specjalnego lakieru, by nie osadzał się na nich pokarm.

Zdaniem eksperta
prof. Alicja Chybicka, prezes, Polskie Towarzystwo Pediatryczne

Więcej lekarzy!

Wraz z reformą w 1999 r. zaczęto likwidować przychodnie matki i dziecka, poradnie D, wycofano z przedszkoli i szkół pediatrów i dentystów, odsyłając pacjentów do lekarzy rodzinnych. Idąc jednak do przychodni, matka nie ma gwarancji, że będzie w niej pediatra, bo go tam być nie musi. Często dziecko trafia do lekarza rodzinnego, bez specjalistycznej wiedzy. Trzeba nie tylko wyszkolić nowych pediatrów, ale też sprawić, by dostęp do nich był łatwiejszy i by wrócili oni do szkół. Pediatrzy muszą wrócić na pierwszą linię, konieczne są zmiany systemowe. Polskie Towarzystwo Pediatryczne postuluje, by powstały konsultacyjne punkty pediatryczne. Ich zadaniem byłoby profilaktyczne badanie uczniów w szkołach, by dziecko nie trafiało do lekarza dopiero wtedy, gdy jest chore, tylko zanim coś się z nim zacznie dziać.

Krzywe plecy naszych dzieci

Wady postawy ma 90 proc. dzieci – wynika z danych Instytutu Matki i Dziecka. Najczęściej spotykane to plecy płaskie (kręgosłup jest wówczas zbyt prosty, co nie pozwala na odpowiednią amortyzację wstrząsów powstających podczas chodzenia i biegania), plecy okrągłe (gdy głowa jest pochylona), plecy wklęsłe (kiedy dziecko ma mocno wypięty brzuch) i plecy wklęsło-okrągłe (gdy brzuch jest wypięty, a plecy pochylone do przodu). Poważne schorzenia, jak skolioza, rozwijają się u 1–2 proc. dzieci. Wady postawy są wypadkową siedzącego trybu życia, nadwagi i otyłości, zwalniania dziecka z WF-u, braku nawyku utrzymywania prawidłowej postawy podczas pracy czy odpoczynku, zbyt ciężkiego tornistra, a także niedostosowania biurka czy krzesła do potrzeb młodego kręgosłupa. Wiele zależy więc nie tylko od rodziców, którzy powinni zapewnić dziecku odpowiednie warunki do nauki i zajęcia sportowe oraz odciągnąć od komputera, ale też od szkoły (ważne jest zmniejszenie ciężaru tornistra, jak i wiedza nauczyciela, który podczas lekcji zwróci uwagę, by dzieci siedziały prosto). Rodzice mogą zauważyć, że coś jest nie tak (gdy dziecko się garbi albo chodzi, jakby połknęło kij), ale diagnozę może postawić tylko lekarz. Ocena opiera się na tzw. teście symetrii, podczas którego lekarz porównuje (ustawiając dziecko bokiem, tyłem, przodem i w skłonie), czy te same punkty ciała po obu stronach są położone symetrycznie. Wady wykryte w porę można skorygować za pomocą rehabilitacji.

miesięcznik "Zdrowie"