Współtwórczyni instagramowego profilu @eaty_moms dr n. med. Joanna Świdrowska-Jaros w jednym ze swoich ostatnich postów poruszyła ważny temat przegrzewania dzieci. Jak się bowiem okazuje, z problemem tym nie spotykamy się tylko latem, gdy przychodzą wysokie temperatury. Także zimą, wiosną i jesienią rodzice mają tendencję do przegrzewania swoich pociech. Chodzi dokładnie o sytuację, gdy z dworu wchodzą do pomieszczeń zamkniętych. Za przykład pediatrze posłużył supermarket.
Lekarka o konsekwencji przegrzewania dzieci w sklepach
„Na każdym kroku w galeriach czy supermarketach widzimy dzieciaki ubrane jak na srogą zimę. Czerwone policzki, pot na karku.. halo halo! To prosta droga do kolejnej infekcji. Upocone w markecie wybiegają na mróz - to właśnie tych huśtawek temperaturowych nie chcemy fundować naszym organizmom” – zauważa w poście.
W związku z tym wystosowała apel do wszystkich rodziców, by wchodząc z dzieckiem do sklepu, zdejmowali mi czapkę, szalik, rękawiczki lub chociaż rozpięli kurtkę. „Jak masz niemowlaka w wózku to rozepnij mu śpiwór. Nie ugotuj dziecka w markecie”- apeluje.
Obserwatorzy @etay_moms jednogłośnie przyznali lekarce rację.
„Taka informacja powinna wisieć na każdych drzwiach” – podpowiadali.
Zwrócili też uwagę na ważną kwestię. Otóż ten sam problem pojawia się także w innych niż galerie i sklepy miejscach.
„Market jak market, ale przychodnia gdzie dziecko czeka godzinę lub dwie w kolejce z gorączką ubrane w kombinezon, czapkę, szalik, rękawiczki to już jest szczyt”.
„To samo obserwuję w kościele. Prawie godzina w budynku, a dzieci pozapinane po samą brodę”.
„Cenna uwaga, to samo jest z przewożeniem dzieci w aucie. Już abstrahuję od bezpieczeństwa, ale się gotują w tych fotelikach pozapinane, w czapkach” – zauważali.
Warto wziąć sobie wszystkie te słowa pod rozwagę o każdej porze roku i reagować na bieżąco w zależności od warunków.