W tamtych czasach, jako nastolatki nie zwracałyśmy uwagi na sposób kierowanego do nas przekazu. Media szczyciły się obalaniem mitów co do idealnej urody i figury gwiazd, które jeszcze dekadę wcześniej były stawiane na równi z boginiami. W rzeczywistości jednak, ich wizerunek na zdjęciach w gazetach był kreowany przez niesamowitą obróbkę graficzną. Wydłużane nogi, powiększany biust, wygładzana cera. Dziś wszyscy o ty wiemy, kiedyś te wykreowane ideały wpędzały w kompleksy.
Być może dlatego, jako młode dziewczyny cieszyłyśmy się, że możemy też oglądać nieidealne gwiazdy, uchwycone na zdjęciach od paparazzich. Miały pryszcze, cellulit, też przetłuszczały im się włosy... Patrząc jednak z perspektywy czasu na treści w mediach kierowanych do młodzieży widać, jak podprogowo kreowały one w nas brak akceptacji do swoich ciał.
Przeczytaj też: Problem anoreksji zaczyna się już w podstawówce. Jako matki, możemy temu zapobiec
Zobacz: Ojciec do 8-latki: "Nigdy nie znajdziesz sobie chłopaka, jak nie przestaniesz tyle jeść"
Bravo Girl z 2005 roku jeży włos na głowie
Temat treści, które brały udział w kształtowaniu dzisiejszych młodych kobiet poruszyła na swoim instagramowym profilu influencerka Agnieszka Adamowicz prowadząca profil @przystanekurodapl. Pokazała ona treści zamieszczone w Bravo Girl z 2005 roku. To co można tam przeczytać, z dzisiejszej perspektywy jest szokujące.
"Nawet zarabiające urodą modelki nie muszą tak naprawdę należeć do piękności. Kate bez makijażu mogłaby się śmiało ubiegać o rolę Golluma we "Władcy Pierścieni"" - czytamy w jednym z opisów do zdjęć przedstawiających Kate Moss.
"Make-up zrobił śliczną księżniczkę z niezbyt urodziwej, pryszczatej nastolatki, jakich wiele" - to opis do serii zdjęć Britney Spears.
"Wiele dziewczyn śni po nocach o byciu taką, jak Avril. A o czym śni Avril? Pewnie o tym, by jej makijażysta był zawsze pod ręką. W końcu przykryć tyle pryszczy to nie lada zadania" - brzmi tekst obok fotografii przedstawiających Avril Lavigne.
Tak rodziły się nasze kompleksy
Jak słusznie zauważyła infuencerka, być może wówczas strategia pokazywania niedoskonałości w znanych i podziwianych młodych kobietach wydawała się pomocna dla nastolatek. Sposób przekazywania tego, nastawiony na śmianie się z cudzych niedoskonałości nie dawał jednak pewności siebie, a jedynie napędzał do myślenia źle o swoim ciele i do przekonania konieczności poprawiania go chociażby makijażem.
"Z takimi komunikatami w mediach przyszło nam dorastać #millenials. I choć ten mini artykuł miał niby dodawać czytelniczkom otuchy, że heeeej, Ty jesteś piękniejsza od tych wielkich gwiazd, to z perspektywy czasu wygląda to słabo. Można budować poczucie własnej wartości bez umniejszania innym, ale o tym media wiedza dopiero teraz. Sporo wody upłynęło" - skwitowała słusznie.
Na szczęście nasze córki dorastają już w o wiele bardziej poprawnych politycznie czasach. Dziś już wiemy, że nawet komplement powiedziany w nieodpowieni sposób np. "ale masz dziś ładną cerę", może sugerować, że zazwyczaj ta cera nie jest ładna i może spowodować, że paradoksalnie osoba poczuje się gorzej, a nie lepiej.
Co więcej, niektóre influencerki body positive są zdania, że każdy sposób komentowania ciał jest nie na miejscu, zwłaszcza w odniesieniu do dzieci i nastolatków. Są one zdania, że jeśli stale komplementujemy wygląd, to dajemy dziecku do zrozumienia, że to jego główna wartość. Wówczas pierwszy pryszcz będzeie jeszcze większą tragedią.
Warto zachować ogromną wrażliwość w rozmawianiu z dzieckiem o samoakceptacji, bo choć gazety i portale nie fundują im już darmowych lekcji z tworzenia kompleksów, to rolę tę poniekąd przejęły media społecznościowe, w których każdy może wypowiadać własne zdanie i nigdy nie wiadomo, na jakie traści natrafi wrażliwa nastolatka.