Już dzieci w początkowych klasach szkoły podstawowej uczą się, że legenda to opowieść, w której tkwi ziarnko prawdy. Słowo „legenda” wywodzi się z łaciny i oznacza coś, co należy przeczytać (od legere – czytać).
Współczesne definicje opisują legendy jako opowieści o postaciach historycznych lub za takie uważanych – mędrcach, rycerzach, władcach i im podobnych bohaterach - przekazywane z pokolenia na pokolenie, często w formie ustnej.
Od mitów różnią się tym, że opowiadają nie o bogach, lecz o ludziach i osadzone są w realiach historycznych.
Spis treści:
- Legendy z różnych regionów kraju
- Legenda o Lechu, Czechu i Rusie
- Legenda o Popielu
- Legenda o Smoku Wawelskim
- Legenda o Bazyliszku
- Legenda o Panu Twardowskim
Legendy z różnych regionów kraju
W Polsce swoje własne legendy ma każdy region kraju. Mamy więc legendy małopolskie, z których najsłynniejsze są te o Smoku Wawelskim, królu Kraku, Lajkoniku, mamy warszawskie – o Warsie i Sawie, Syrence, Bazyliszku, Złotej Kaczce, dolnośląskie o Liczyrzepie, kujawskie o Piaście Kołodzieju, góralskie o śpiących Rycerzach, świętokrzyskie o czarownicach z Łysej Góry, czy o Dębie Bartku.
Słynne są również wielkopolskie opowieści o Rogalach świętomarcińskich, królu Kruków, ale najbardziej chyba znana jest Legenda o Lechu, Czechu i Rusie, opisująca początki państwa polskiego.
Z kolei za najstarszą polską legendę uchodzi opowieść o Popielu, którego zjadły myszy, zawarta w pierwszej księdze Kroniki Galla Anonima (powstała w latach 1113-1116). Opowieści te, choć nie zawsze pisane zrozumiałym językiem, bywają fascynujące, warto więc poznać choć część z nich – przedstawiamy te najbardziej znane.
Czytaj:
Legenda o Lechu, Czechu i Rusie
To opowieść o żyjących wieki temu plemionach Słowian, którzy zamieszkiwali dalekie krainy i żyli w zgodzie ze sobą. Na czele trzech największych rodów stali trzej bracia: Lech, Czech i Rus. Byli mądrzy i dobrzy, za ich czasów panował dobrobyt, dzięki czemu plemiona znacząco się rozrosły.
Niestety, wraz ze wzrostem liczby ludności zaczęło brakować jedzenia. Nim jeszcze głód zaczął zaglądać w oczy mieszkańcom, trzej bracia zaczęli zastanawiać się, co powinni zrobić. Uradzili, że trzeba poszukać nowych ziem. Wszyscy spakowali swój dobytek i ruszyli przed siebie.
Po kilkudziesięciu dniach pełnej trudów podróży dotarli do bezkresnych stepów, przeciętych wodami rzek. Na postoju Rus oznajmił braciom, że on i jego ludzie zostaną tu i założą swoją osadę. Lech i Czech pożegnali się z bratem i ruszyli dalej.
Po wielu dniach doszli do wielkiej góry. Gdy rozbili obóz, Czech powiedział Lechowi, że kocha słońce, a ze szczytu tej góry będzie miał do niego bliżej. Tu więc zostanie i założy osadę. Lech pożegnał się z bratem i ruszył w dalszą podróż.
Po kolejnych dniach, wraz z bardzo strudzonymi ludźmi dotarł w okolicę, gdzie ziemie były żyzne, bory obfitowały w zwierzynę, a rzeki w ryby. Oznajmił: tu zostajemy. Gdy tylko to powiedział, z góry rozległ się głośny okrzyk.
Słowianie rozejrzeli się i ujrzeli ogromnego białego orła lądującego w gnieździe na szczycie dębu. Na cześć ptaka Lech i jego pobratymcy nadali osadzie kształt orlego gniazda i nazwali ją Gnieznem, a biały orzeł stał się godłem rodu Lecha.
Czytaj: Legendy warszawskie: 3 najsłynniejsze legendy
Legenda o Popielu
Dawno dawno temu, w Kruszwicy nad jeziorem Gopło w zamku żył książę Popiel wraz z żoną, niemiecką księżniczką. Oboje lubili zabawę, nie dbali zaś o swoich poddanych. Swoim stryjom, rycerzom wielkopolskim Popiel przysparzał przez to samych zmartwień. Ostrzegali go, że powinien zająć się swoimi włościami, on jednak ich nie słuchał. Czas spędzał z żoną na polowaniach, nie interesując się sprawami poddanych, ani stanem murów chroniących osadę przed najazdami barbarzyńskich plemion.
Zła księżna, zdenerwowana nagabywaniami stryjów Popiela doradziła mu, by wyprawić ucztę, zaprosić na nią wszystkich stryjów i wlać im do wina truciznę. Tak zrobili – gdy stryjowie przybyli na ucztę i wznieśli toast, po chwili padli nieżywi na podłogę. Nocą księżna kazała służbie wrzucić ciała do jeziora. Była pewna, że nikt nie dowie się, co się stało.
Po kilku dniach wokół zamku zaczęły gromadzić się myszy. Z każdą godziną było ich więcej: wdarły się do środka, a ich popiskiwanie wkrótce słychać było w każdej izbie zamku. Popiel wraz z żoną przeprawił się na wyspę na jeziorze i schronił w starej wieży.
Myszy popłynęły za nimi. Przegryzły dno łodzi, by nikt nie mógł już nią uciec z wyspy. Wdrapały się na wieżę, rzuciły na Popiela i jego żonę, a następnie pożarły. Stara wieża do dziś stoi nad jeziorem Gopło – by nikt nie zapomniał o karze, jaka spotkała niegodziwe małżeństwo, nazwano ją Mysią Wieżą.
Czytaj: Baśnie dla dzieci - jakie baśnie dla dzieci wybrać do czytania?
Legenda o Smoku Wawelskim
Na długo przed tym, nim Polską rządził Mieszko I, na wawelskim wzgórzu powstał gród, którym władał król Krak. Był mądry i łaskawy, a uwielbiający go poddani od jego imienia nazwali gród Krakowem.
Król miał piękną córkę Wandę. Żyli sobie beztrosko i szczęśliwie, a miasto opływało w dobrobyt. Pewnego dnia na niebie pojawił się ogromny smok. Miał wielkie skrzydła, a jego gruby pancerz odporny był na strzały. Nie zwracając uwagi na ludzi, którzy próbowali go wygonić, zamieszkał w jaskini pod wzgórzem. Co i rusz pożerał bydło.
Ludzie powoli zaczęli opuszczać miasto, które stopniowo pustoszało. Bezradny król poprosił o pomoc rycerzy – jednak ci śmiałkowie, którzy przybyli do jaskini z zamiarem zabicia smoka, natychmiast byli pożerani. Smokiem zainteresował się również sprytny szewczyk Skuba. W warsztacie, w którym pracował, uszył z baraniej skóry kukłę podobną do owcy, wypełnił ją siarką z kamieniołomów i zaniósł pod jaskinię smoka.
Gdy wrócił, opowiedział wszystkim o swoim planie. Wszyscy byli bardzo ciekawi, jak zareaguje bestia. Gdy smok się obudził, natychmiast pożarł kukłę owcy. Wkrótce w jego trzewiach zaczął buzować ogień. By go ugasić, zaczął pić wodę z Wisły – więcej i więcej, ale to nic nie dało. Wkrótce bestia padła nieżywa.
Szczęśliwy lud porwał Skubę na ręce i zaniósł przed oblicze króla Kraka, który darował mu rękę swojej córki Wandy. Wesele trwało tydzień, a Skuba podarował żonie buty ze smoczej skóry.
Legenda o Bazyliszku
Dawno temu w Warszawie żył płatnerz imieniem Melchior. Jego zbroje znane były w całym kraju, a tarcze były tak wypolerowane, że mogły służyć za lustro. Miał dwóję dzieci: chłopca i dziewczynkę. Pewnego dnia do Warszawy przybyli wędrowni artyści. Ojciec pozwolił pójść dzieciom na rynek, ale prosił, by nie zbliżali się do kamienicy na Krzywym Kole, bo ci, którzy odważyli się tam wejść, znikali bez śladu.
Po przedstawieniu dzieci wraz z tłumem gapiów odprowadziły kuglarzy do gospody. Gdy zauważyły, że jeden z artystów zniknął w drzwiach starej kamienicy, niepomne zakazów ojca, poszły za nim. W piwnicach dostrzegły, że śledzony mężczyzna zbliża się do małych światełek. Przed artystą znikąd pojawił się mały smok z głową koguta i ogonem węża.
Jedno spojrzenie w oczy bazyliszka wystarczyło, by mężczyzna zamienił się w kamień. Wystraszone dzieci schowały się za skrzyniami. Nie wiedziały, że zaniepokojony ojciec już ich szuka. Melchior, idąc na rynek, zauważył, że przed kamienicą na Krzywym Kole zgromadził się tłum. Zgromadzeni opowiedzieli mu o tym, że w środku jest jeden z kuglarzy i jego dzieci.
Melchior pobiegł do warsztatu, chwycił najlepszą zbroję i najbardziej lśniącą tarczę, wrócił na Krzywe Koło i zszedł do piwnicy kamienicy. Na dole ujrzał migoczące światełko, jednak zbliżał się do niego osłonięty tarczą. Gdy bazyliszek wyskoczył, ujrzał tylko swoje odbicie – i sam zamienił się w kamień. Widząc to dzieci wyskoczyły zza skrzyń i cała rodzina wyszła z podziemia.
Zgromadzeni przed kamienicą gapie głośno wiwatowali na ich część, a historia pokonania bestii szybko rozeszła się po Warszawie.
Legenda o Panu Twardowskim
Kilkaset lat temu w Krakowie żył szlachcic, Jan Twardowski. Był wykształcony, kochał naukę, ale interesował się również magią i alchemią. Gdy w swoich księgach odnalazł informacje na temat przywoływania diabła, bez wahania zastosował się do wskazówek.
Wtedy ukazał mu się diabeł, który na głowie miał różki, kopyta zamiast stóp, kosmaty ogon i zakończone ostrymi szponami palce. W zamian za duszę Twardowskiego obiecał mu, że będzie umiał czarować. Twardowski zgodził się, ale postawił warunek: diabeł będzie mógł go zabrać wówczas, gdy ten pojawi się w Rzymie. Diabeł ucieszył się i obie strony podpisały cyrograf.
Twardowski zyskał niezwykłe moce: wyczarował ogromnego koguta, którego dosiadał jak konia, ruszył w podróż po Rzeczpospolitej i czynił dobro: uzdrawiał ludzi i zwierzęta, odmłodził włodarza Bydgoszczy, na prośbę króla Zygmunta Augusta przywołał ducha zmarłej królowej na jednym z zamkowych luster.
Mijały miesiące i lata, a Twardowski ani myślał udać się do Rzymu, co bardzo złościło diabła. W końcu czart wpadł na pomysł: zmienił się w chłopa i poprosił Twardowskiego o pomoc w uzdrowieniu chorej matki. Czarnoksiężnik udał się z nim do pobliskiej karczmy, gdzie miała znajdować się kobieta. Gdy tylko przekroczyli próg gospody, diabeł przybrał swoją postać, oznajmił Twardowskiemu, że umowa się dopełniła, bo „Karczma ta Rzym się nazywa”, porwał wysoko Twardowskiego i uniósł do piekła.
Ten zaczął jednak odmawiać modlitwę do Matki Świętej – już po pierwszych słowach diabeł zaczął słabnąć, a pod koniec puścił Twardowskiego i uciekł. A że było to tuż nad Księżycem, tam właśnie spadł szlachcic – podobno siedzi tam do dziś i z wysokości tęsknie patrzy na Ziemię.