Od zarania dziejów błona dziewicza jest dla jednych nieodkrytą tajemnicą, a dla innych obiektem pożądania, powodem do obaw, symbolem czystości i cnoty. Na początku warto poznać kilka faktów na jej temat.
Błona dziewicza jest to fałd śluzówki, który oddziela przedsionek pochwy od jej wnętrza. Błona dziewicza pełni funkcję ochronną - zabezpiecza wewnętrzne narządy rodne przed dostaniem się do nich różnych drobnoustrojów.
Spis treści:
4 fakty dotyczące błony dziewiczej
- Błona dziewicza jest zbudowana z włókien elastycznych i kolagenowych tkanki łącznej. Znajduje się na granicy wewnętrznych i zewnętrznych narządów płciowych, najczęściej ma kształt pierścienia, półksiężyca, ale może też być strzępiasta, lub sitowata. I właśnie od jej budowy zależy wielkość elastycznego otworu, który znajduje się w jej obrębie.
- Większość kobiet ma błonę dziewiczą do pierwszego stosunku seksualnego, w czasie którego dochodzi do tzw. defloracji, czyli przerwania błony. Choć nie zawsze musi tak być. Zdarza się, że błona dziewicza może nie być w pełni wykształcona, ulec uszkodzeniu jeszcze przed pierwszym razem, na przykład na skutek uprawiania niektórych sportów, choroby, zabiegu medycznego czy nawet masturbacji.
- Niektóre kobiety rodzą się bez błony dziewiczej. Nie wiadomo jednak, czym może być to powodowane.
- Termin „dziewica” należy raczej odnosić do kobiety, która nie uprawiała stosunku waginalnego, a nie do tej, która na pewno błonę dziewiczą jeszcze ma.
Czytaj: Pochwa (wagina): budowa i funkcje pochwy
Największe mity dotyczące błony dziewiczej
- Wokół błony dziewiczej od zawsze narastało wiele mitów, np., że w czasie stosunku z dziewicą nie trzeba się zabezpieczać, bo w czasie „pierwszego razu” nie można zajść w ciążę, co oczywiście nie jest prawdą. Albo, że pierwsza wizyta u ginekologa powinna odbyć się dopiero po pierwszym stosunku, by lekarz w czasie badania nie uszkodził błony. To także jest bzdurą, gdyż badanie ginekologiczne u pacjentek, które jeszcze nie współżyły lekarze mogą przeprowadzić przez odbyt.
- Kolejny mit mówi o tym, że dziewice nie mogą używać tamponów. Oczywiście mogą, tyle, że powinny sięgać po tampony w wersji mini.
- Jeszcze inny dotyczy „dowodu” na dziewictwo, czyli krwawienia, do którego ma dochodzić po przerwaniu błony dziewiczej. Tyle tylko, że nie u wszystkich kobiet dochodzi do krwawienia i nie wszystkie odczuwają jakikolwiek ból czy dyskomfort związany z defloracją. Wszystko to kwestie bardzo indywidualne.
Utrata błony dziewiczej
Z badań wynika, że dla 20 procent kobiet utrata dziewictwa jest w zasadzie niezauważalna. Między innymi dlatego w ubiegłym roku norweskie ministerstwo zdrowia uznało, że termin „błona dziewicza” może wprowadzać w błąd, gdyż właśnie ze względu na różnice w budowie anatomicznej „błony” tak bardzo różnią się od siebie, a czasem przecież nawet nie występują.
Eksperci doszli do wniosku, że lepiej będzie, jeśli lekarze zamiast o „błonie dziewiczej” będą mówić o „wieńcu waginalnym” lub „fałdce pochwowej”. Co najdobitniej pokazuje, jak sprawa błony dziewiczej jest skomplikowana.
Czytaj: Test na dziewictwo, czyli jak kontroluje się kobiecą seksualność
Dziewictwo dawniej i dziś
Mimo zmieniającej się, zwłaszcza na Zachodzie, obyczajowości – w wielu kulturach i religiach dziewictwo cały czas uchodzi za ogromną cnotę. Zresztą było tak od zawsze.
Już wieki temu kombinowano, co zrobić, by w np. czasie nocy poślubnej polała się krew – na dowód dziewictwa małżonki. Podobnie było z dziewicami, którymi handlowano – nawet gdy były to „wtórne” dziewice. Najczęściej nacinano lub inaczej uszkadzano wnętrze pochwy, tak by powstające po zagojeniu blizny przypominały osławioną błonę dziewiczą.
Często też na dwa dni przed ślubem nacinano pochwę, dzięki czemu znachorki przeprowadzające zabieg mogły mieć pewność, że w ciągu 48 godzin rana nie zdąży się zupełnie zagoić i w czasie penetracji znów pęknie, zgodnie z założeniami zaczynając krwawić.
Dziś sprawa jest prostsza. Specjaliści ginekologii estetycznej potrafią odtwarzać błonę dziewiczą (zszywać jej fragmenty) w czasie krótkiego zabiegu przeprowadzanego w znieczuleniu miejscowym, nazywanego hymenoplastyką. Wystarczy kilka tysięcy złotych, by po ok. 6 tygodniach abstynencji seksualnej można było pozwolić sobie na powtórny „pierwszy raz”.